Jeżeli Tobiasz informuje, że brakuje w jego życiu wielkich narracji to ja postanawiam, że będę zapisywał swoje historie. Arcyciekawe dramaty, często ekscytujące formalnie. Nieustannie utwierdzam się przecież w przekonaniu, że moje życie wymyśla Burroughs pod wpływem późnych filmów Kieślowskiego, a ja chciałbym już tylko mniej mnie w tych scenariuszach. Pozycja bezpiecznego, bezstronnego obserwatora to nie fantazja, to wyrafinowany fetysz mojego mózgu. I nie będę rozpamiętywał ani jednej z tysiąca traum ostatnich kilku lat. Nie teraz.
Dzieje się zdecydowanie za dużo i za szybko, żeby smakować.
Na przykład w piątek.
Wysiadam z tramwaju. Myślę o tylu rzeczach jednocześnie, że w zasadzie nie myślę wcale (znasz to?). Od tygodni czuję się tak, że mogę teraz wrócić do mieszkania, które aktualnie wynajmuję, jeść obiad i radośnie opowiadać o tym, jak dzisiaj pokonałem pierwszego samodzielnie wytypowanego wroga, albo pójść na dworzec i pojechać do Gdańska, a później wsiąść na prom, na przykład do Sztokholmu. Odległość między mieszkaniem, a dworcem jest podobna. Reszta nie ma większego znaczenia.
Wysiadam z tramwaju i widzę jak czarna taksówka z prędkością mniej więcej stu kilkunastu kilometrów na godzinę zabija wbiegającą na pasy filigranową kobietę (dziewczynkę?) w szarym płaszczu i białej czapce. Taksówka hamuje kilkadziesiąt metrów dalej. Zatrzymuje się. Cofa. Czuję dreszcz. Wszystko trwa oczywiście kilka sekund.
Dalej myślę już tylko o tym, żeby nie być bezmyślnym gapiem. Rozważam dwie opcje, odejść albo zadzwonić. Jacyś ludzie usiłują przeprowadzić akcję reanimacyjną. To niestety zbędne w tej sytuacji, ale oni wykazują się człowieczeństwem, a ja średnio. Dzwonię pod sto dwanaście. Ktoś już wezwał karetkę. Łączą mnie z policją. Podaję numer rejestracyjny taksówki. Każą czekać. Martwa kobieta w ogóle mnie nie zajmuje. Odkąd przestała żyć, stała się w zasadzie rekwizytem. Oczywistym, jeżeli mamy wypadek ze skutkiem śmiertelnym.
Obserwuję wyłącznie sprawcę. Zachowuje się niezwykle racjonalnie i chłodno. Gapie krzyczą, że musi przestawić samochód, bo za moment zatarasuje główną arterię komunikacyjną Katowic, ale on protestuje. Głośno wyraża obawy, że policja uzna przestawienie taksówki za próbę zatarcia śladów wypadku. Sprytne. Przecież zatarł ślady już wcześniej, cofając. Gdyby zatrzymał się tam gdzie stoi teraz, oznaczałoby, że jechał o kilkadziesiąt kilometrów wolniej.
Jest w szoku, czy naprawdę boi się teraz tylko o swoją dupę? A może to normalny model zachowania człowieka, po tym jak kogoś przez przypadek zabije? Skoro dla mnie martwa kobieta jest wyłącznie elementem scenografii, to dlaczego miałaby być czymś więcej dla sprawcy? Nie sądzę, żebym zachował się na jego miejscu lepiej. (inaczej?) Nie w momencie, kiedy ważą się losy najbliższych kilku lat mojego życia. A Ty?
Jest w szoku, czy naprawdę boi się teraz tylko o swoją dupę? A może to normalny model zachowania człowieka, po tym jak kogoś przez przypadek zabije? Skoro dla mnie martwa kobieta jest wyłącznie elementem scenografii, to dlaczego miałaby być czymś więcej dla sprawcy? Nie sądzę, żebym zachował się na jego miejscu lepiej. (inaczej?) Nie w momencie, kiedy ważą się losy najbliższych kilku lat mojego życia. A Ty?
Pojawia się karetka i radiowóz. Daję policjantowi wizytówkę i idę do domu, a nie na dworzec. Oczywiście wybór następuje bez związku z fabułą ostatniej półgodziny.
Ps. Dziesiątki razy biegłem przez to przejście zdecydowanie bardziej brawurowo niż martwa kobieta (dziewczynka?).I nic, naprawdę nic z tego nie wynika. Przysięgam, żadnej pointy.