10/21/2010

Doktor G. i pomarańczowe tabletki.

Ponieważ narrację o locie corsą wciąż odkładam na lepsze czasy.


Może Pan w każdej chwili obudzić się porażony. Gruba, brzydka, a więc nieszczęśliwa Pani Doktor  właśnie tymi słowami próbowała zburzyć mój spokój ducha. Moją małą, opiatową krainę niekończącej się szczęśliwości. Wiedziałem, że mówiąc porażony nie miała na myśli silnego wstrząsu wywołanego wyjątkowo interesującym snem. Opiaty dają mi same spokojne, nudne  sny, a nawet jeżeli nie, to nie ma to najmniejszego znaczenia. Nic nie ma znaczenia, jeżeli można rozgryźć tabletkę morfiny. Przecież wtedy wszystko jest takie jak być powinno. Powinno? Powinno być  szczęśliwie, ciepło i błogo? Nie ważne. Takie pytania zadaje się tylko wtedy, kiedy nie można połknąć małej, pomarańczowej tabletki. Piszę, że wtedy, a przecież wtedy jest właśnie teraz (niestety?). Gdyby wtedy nie było teraz, nie napisałbym nawet słowa. I, jak już wspomniałem, nie zadawałbym żadnych pytań.

Pani Doktor miała na myśli porażenie całego ciała, a w zasadzie tylko nóżek i rączek. Porażenie języka raczej mi nie grozi. Znam wielu, którzy stwierdziliby, że szkoda. Potrafię wypowiadać wiele słów i całkiem nieźle wychodzi mi nadawanie im takiego kształtu, który jest wyjątkowo bolesny. Także dla tych z Was, których można zranić słowami. Możecie wtedy próbować się odwzajemniać, ale będzie przecież bolało Was jeszcze bardziej, bo przykre słowa rzucone we mnie zawsze przegrają z bólem pleców, albo z morfiną. Moja obojętność na kontratak ostatecznie Was znokautuje. Przykro mi. Ze złamanym kręgosłupem stałem się niezniszczalny.

Zburzenie mojego spokoju ducha to niestety kolejna, po brzydkich rysach i nadwadze, porażka Pani Doktor. Już wcześniej wydawało mi się, że mogę się obudzić porażony. Tyle, że nikt mi tego nie powiedział wprost. Przystojni Panowie Doktorzy najwidoczniej mieli bardziej interesujące zajęcia niż wypowiadanie tak banalnych stwierdzeń, które przecież niczego nie zmieniają. Nie mieli też czasu na rysowanie kręgosłupów na małych karteczkach. Pani Doktor narysowała ich dla mnie kilka. Mam na tę kwestie dwie teorie.

 Jedna jest cyniczna i wiąże się z faktem, że Panowie Doktorzy nie dostali ode mnie żadnych pieniędzy, a Pani Doktor i owszem, w związku z czym oni nie czuli się w obowiązku umilać mi czasu rysowaniem, a ona choć w ten sposób usiłowała wynagrodzić wyrzucone w recepcji banknoty.

 Druga jest związana z różnicami między płciami. Na najbardziej prymitywnym poziomie artyzmu dziewczynki chętniej i  ładniej rysują od chłopców. Przystojni Panowie Doktorzy z całą pewnością są niegrzecznymi chłopcami w obecności swoich uległych pielęgniarek ubranych w kuse spódniczki bez majtek, a Pani Doktor z pewnością była kiedyś brzydką, grubą dziewczynką. Takie mają więcej czasu na rysowanie, gdyż chłopcy nie ciągną ich za warkocze, oraz nadzwyczaj rzadko i wyłącznie w akcie desperacji poszukują stref erogennych ukrytych pod fałdkami tłuszczu.

  Nie wiem, która teoria jest prawdziwa. Ma to dla mnie mniej więcej takie znaczenie jak ta karteczka z narysowanymi kręgami od Pani Doktor i wypowiedziana przez nią informacja na temat mojego potencjalnego porażenia. Liczyłem na znacznie więcej. Niekoniecznie dobrych informacji. Dobre wiadomości mogę sobie wygenerować sam, za pomocą pomarańczowych tabletek. Chciałem brutalnej prawdy. Chciałem znać przyszłość. Nie wiem dlaczego w tym celu zapłaciłem Pani Doktor. To nie jej wina, że nie potrafiła mi odpowiedzieć na żadne z istotnych pytań. Tak, jak całkiem być może miała po prostu brzydkich dziadków od strony mamy i genetyczną skłonność do nadwagi po tacie. Powinienem postawić tarota.

Niestety, mam problem z wiarą we wszystko co nadprzyrodzone. Większy, niż z pourazowym uzależnieniem od opiatów. I dlatego muszę czekać kolejne sześć tygodni w stanie bardzo upokarzającej (pamiętajcie o tym, moi Wszyscy Bezcenni Opiekunowie!) zależności od otoczenia,  a później zapłacić absurdalnie dużo (w stosunku do rynkowej ceny morfiny) za tomografię i wybitnego ortopedę. Tym razem postaram się, żeby nie był ani gruby, ani brzydki. Estetyka w służbie zdrowia jest niemniej ważna od nowoczesnego sprzętu diagnostycznego. Skoro już ten wypadek zmienił wszystko (wciąż nie mogę się zdecydować czy na gorsze - nie tylko w związku z atrakcyjną opcją na opiaty) postanowiłem żądać od życia standardów chorowania jakich nauczyły mnie amerykańskie seriale medyczne.

Wam również życzę. Życiowych standardów z Waszych ulubionych seriali, a nie chorowania. Choć bez drugiego zdania ostatni akapit byłby o wiele fajniejszy.