Śnił mi się Roman Polański. W gabinecie mojego dyrektora rozmawiał z szefem moich szefów. Później odwoziłem go do Gstaad. W zasadzie, sam się odwoził, a ja dotrzymywałem towarzystwa i zabawiałem rozmową. Bardzo się starał, żeby dotrzeć do Szwajcarii zanim bransoleta na nodze zacznie piszczeć. Walka z czasem nie przeszkodziła nam jednak w wymianie uwag na temat kondycji współczesnego kina oraz poglądów dotyczących samorealizacji, a także seksu z nieletnimi. Reżyser zrobił na mnie nadzwyczaj dobre wrażenie. Zdecydowanie lepsze niż na podstawie dotychczasowego dorobku artystycznego i bieżących relacji TVN24.
Jadąc do biura windą spotkałem Pana w białej czapce dżokejce i niebieskich, sportowych butach. Zapytał, czy nie boję się z nim jeździć. Nie bałem się wyłącznie dlatego, że nie zauważyłem jego obecności. I co powinienem odpowiedzieć? Wysiadłem.