Łatwiej odpowiadać. Zwłaszcza, odkąd stały dostęp do Google pozwala sprawdzić wszystko. Zadawanie pytań wymaga więcej wysiłku. I naraża na konieczność wysłuchiwania wymijających, idiotycznych, albo nieprawdziwych odpowiedzi.
Nie wierzcie nikomu, kto zapewnia Was, że nie ma głupich pytań. To podstęp. Pytania są zazwyczaj krótsze od odpowiedzi, dlatego szybciej można wykpić pytającego i zawsze następuje po nich pauza, więc można je zbyć zdawkową odpowiedzią.
Wolę odpowiadać. Dlatego nie mam nic do napisania w kwestii śmierci. Nawet, jeżeli w domyśle jest to konkretna, niedawna śmierć kogoś bliskiego. Jeżeli miałbym potraktować temat całkowicie uczciwie, to przecież nawet przy bliskości musiałbym postawić znak zapytania. I powstrzymać się przed złośliwymi uwagami na temat dyżurnych żałobników, którzy niekoniecznie stawiają jakiekolwiek znaki introspekcyjnej interpunkcji.
Nie wierzę w żadne odpowiedzi dotyczące umierania. Na tym gruncie dobrze dojrzewają jedynie pytania retoryczne. Najszybciej te, które rodzą wątpliwości i wyrzuty sumienia.
Opowieści takie jak ta nie kończą się wraz z pogrzebowymi ceremoniałami. Wierzę, że trzeba pamiętać. Więc odtwarzam bez końca te kilkanaście wspólnych nocy na przestrzeni wielu lat. Zastanawiam się, czy można było inaczej poprowadzić dialogi, czy można było gdzieś wstawić jakiś niezbędny monolog. I przede wszystkim, próbuję nie myśleć o tym, że mogło to cokolwiek zmienić. Zwłaszcza, że w tej sprawie cokolwiek mogło zmienić wszystko.